Bogu dzięki – bez wypadków
– Na kolei przepracowałem 40 lat, 8 miesięcy i 2 dni- mówi Antoni Kluczyk, mieszkaniec wsi Klepacze, rocznik 1925. Jest chyba najstarszym maszynistą w naszym regionie. O swej pracy na kolei może opowiadać bez końca. I ma świetną pamięć.
W słoneczną pogodę najlepiej pogawędzić na podwórzu pod drzewkiem. Dobrze trafiliśmy. Kluczykowie to stara klepacka rodzina. Mieszkają tu od wielu pokoleń. – Mój ojciec był kolejarzem. Miał na imię Antoni. Prawnuczek też Antoni- śmieje się gospodarz.- Taka to nasza rodzinna tradycja. Mama, z domu Fiłończuk, też rodowita klepaczanka. Swoją żonę również znalazłem w Klepaczach. Mieszkałem pod „dziesiątką”, ona pod „szóstką- przy Wodociągowej- tłumaczy pan Antoni- Nasz dom rodzinny był drewniany. Miałem cztery lata, kiedy przeprowadziliśmy się do tej murowanki. Pamiętam, jak zwozili cegłę z cegielni w Księżynie. Ojciec na kolei zarabiał dobrze. Pracował w kuźni w łapskich warsztatach kolejowych.
Od tragarza do dyspozytora
– Za pierwszego Sowieta chodziłem do ich szkoły. Cofnęli nas o dwie klasy- snuje wspomnienia Antoni Kluczyk- Pamiętam kiedyś stał na bocznicy transport towarowy z ludźmi. Wieźli ich na białe niedźwiedzie. Słychać było chóralny śpiew litanii do Matki Boskiej. Jeden z Sowietów zaśmiał się szyderczo- Pojtie, pojtie. Boh wam nie pomożiet- kpił. Było to 21 czerwca. A następnego dnia już Sowietów u nas nie było. Za Niemca wzięli mnie do rozładowania wagonów towarowych. I tak się zaczęła moja praca na kolei- tłumaczy pan Antoni- W niemieckiej firmie kolejowej. Od razu po wojnie skierowano mnie na kurs naprawy parowozów, a potem na kurs pomocników maszynistów. Jeździliśmy parowozami: TP-3, OK – 1, OKL i PT- wylicza z nutką nostalgii. Nas zdumiewa jego doskonała pamięć. – W 1953 roku skierowano mnie na kurs maszynistów i dyspozytorów. Jeździłem więc do Olsztyna, Poznania i Gdańska- dodaje kolejarz.
Maszynista Kluczyk
– Byłem maszynistą w pociągach osobowych- opowiada- Bo mieszkałem blisko stacji PKP. I byłem bardziej dyspozycyjny. Miałem stały plan pracy, ale przecież zdarzały się w pracy nagłe nieobecności z powodu choroby, czy ważnych spraw rodzinnych. Na parowozie było nas trzech: maszynista, pomocnik maszynisty i palacz. Jak mieliśmy dłuższą trasę, na przykład do Warszawy, to dołączał tzw. trzeciak, czyli drugi palacz. Na 200 kilometrach trzeba było wrzucić do pieca 3 tony węgla. To była ciężka robota- dodaje kolejarz.- Maszynistą byłem przez 23 lata. Zarobki też były dobre. Przez te lata tylko cztery razy nie dojechałem do celu. A to z winy awarii. Pod Prostkami pękł drąg- wiązar. Do Białegostoku wracałem luzem, bez wagonów. Nie mogłem po drodze zatrzymać się, bo już bym dalej nie ruszył- tłumaczy. W Suwałkach nawaliła sprężarka. Bez niej nie ma jazdy. Przecież musi być w pociągu powietrze do hamowania. Kiedyś popsuły się inwentury, czyli przyrządy do zasilania kotłów w wodę. Znowu nie było jazdy. Innym razem szlag trafił przepustnicę. Każde spóźnienie powyżej 9 minut było rozliczane przez władze. Maszynista musiał złożyć raport na piśmie. Awarie, owszem były, ale przejeździłem bez wypadków. Bogu dzięki- dodaje pan Antoni.- A kolejarze, jak wielka rodzina. Pamiętam wszystkich: Sergiusza Kruka z Łap, Banasa ze Starosielc, Jana Ozorowskiego, Żukowskiego z Łap, Cyryla i Marka Łupińskich z Klepacz… W naszej wsi było wielu kolejarzy: Walenty Bogusłowicz, Władysław Bezubik, Tadeusz Chomicki, Zdzisław Rajewski, Zenon Kluczyk. Nazwisk palaczy nie pamiętam, bo zmieniali się zbyt często.
Wieś rodzinna
Klepacze to wieś nad Horodnianką. Rzeka kiedyś była inna. Większa i rybna. I czysta. Dlatego były raki i miętusy. Szczupaki, płotki i okonie łapaliśmy koszami na kartofle. Gospodarstwa w Klepaczach nie były duże, ale każdy miał kawałek ziemi, konia, krowę, zagonki z warzywami… Każdy też kiedyś uprawiał len. Kobiety moczyły go w rzece, chociaż władze zabraniały. – Kiedyś moja mama suszyła len na łące przy rzece- wspomina pan Antoni- Poszła do kościoła, a ojciec był w pracy. Ktoś skradł ten len. Ojciec wezwał policję. Przyjechał rowerem posterunkowy. Wysłuchał, zanotował, rozejrzał się i, wskazując palcem powiedział- O, tam za krzakami ktoś na nas spogląda. Podejdziemy w tamtą stronę. Może nas oczekują- dodał. A to sąsiadka zza krzaków poleciała galopem na swoje podwórze. Moi rodzice z policjantem poszli do niej. Posterunkowy zajrzał to tu, tam. I znaleźli len w stodole. A kobieta na to- Co my się z tym psem mamy? Ciągle coś ściąga do domu. Wyszło na to, że pies winien. Zguba się znalazła, policjant machnął ręką, resztę po sąsiedzku załatwiono- skwitował pan Antoni.
W Klepaczach było kiedyś trzech kowali: Zygmunt Łapiński, Julian Tupalski i Roch Sadowski. Ten ostatni na co dzień pracował w łapskich warsztatach kolejowych. – Wiatrak stał na górce za naszym siedliskiem- pokazuje ręką gospodarz- Miał go Julian Tupalski, a potem wziął Brzostowski. To było dwóch dobrych gospodarzy. Brzostowski zbudował młyn na Horodniance. Wszystko umiał zrobić. Taka wiejska „złota rączka”- ocenia pan Antoni.
Dobrze przeżyć życie
– Co zrobić, aby żyć długo i w zdrowiu?- zastanawia się Antoni Kluczyk- Sam nie wiem. Tyle lat przepracowałem na kolei. Robota była na zmiany. W trasie w dzień, innym razem w nocy. I na dodatek robota taka odpowiedzialna. Nieraz człowiek wracał do domu, a już wzywano na kolej, bo ktoś zachorował i nie przyszedł do pracy. Gospodarstwo nasze było lekkie, bez konia i krów, więc robiła żona, pomagały córki. Ja pomagałem, na ile czas pozwolił. Zresztą pensja maszynisty całkiem wystarczała na utrzymanie rodziny. Nie wiem, jak zrobić aby długo żyć. Ale sam się dziwię, że mam taką pamięć i można ze mną porozmawiać.
Na pożegnanie przynosi album pełen zdjęć. Najstarsza fotografia pamięta czasy carskie. Są też zdjęcia z lat wojny, a także zwykłe rodzinne. Cenna to pamiątka minionych czasów. Bo przecież kiedyś niezbyt często ludzie po wsiach się fotografowali. Ale Klepacze to przecież wieś kolejarzy. Stać ich było na kupno aparatu fotograficznego lub zamówienie fotografa.
P.S. Byliśmy już z aparatem fotograficznym i notesem w ręku w: Kruszewie, Konowałach, Śliwnie i Klepaczach. Czekają na nas w Pańkach. Zadziwia wielka otwartość i serdeczność. Ludzie nam pomagają. Wskazują adresy do ciekawych postaci, udostępniają fotografie z rodzinnych albumów, stare dokumenty, pokazują od dawna nieużywane sprzęty gospodarstwa domowego i rolnego, pozwalają fotografować, objaśniają ich przeznaczenie. Powstaje nie tylko historia pisana, opowiedziana przez zwykłych- niezwykłych ludzi, ale też dokumentacja fotograficzna reliktów naszej przeszłości. Tym bardziej jesteśmy wdzięczni za tak serdeczne przyjęcie- Kinga Siemieniuk z Barszczewa, Marian Olechnowicz z Białegostoku.
Opis fotografii:
1. Bogu dzięki- nie miałem na kolei wypadków- mówi maszynista Antoni Kluczyk, mieszkaniec wsi Klepacze
2. Antoni Kluczyk- z żoną i córkami…
3. Kawalerowie ze wsi Klepacze- lata wojny…
4. Klepackie panny- lata wojny…