EdukacjaKulturaMiasto i GminaZdrowie

Rozmowa z Paulą Gorlo – rekordzistką Guinnessa w podciąganiu się na drążku przez 24 godziny

Skąd się wzięła Pani pasja sportowa?

– Wszystko zaczęło się od tego, że od 12 lat się wspinam, a podciąganie to bardzo ważny element tego sportu. Po wspinaczce robiłam trening siłowy i w pewnym momencie zauważyłam, że naprawdę dobrze mi to wychodzi – robiłam to lepiej niż inni. Kiedy przyszły czasy pandemii i siłownie zostały zamknięte, kupiłam sobie drążek do domu. Po jakimś czasie osiągałam już takie wyniki, że zaczęłam sprawdzać światowe rekordy w tej dyscyplinie. Zafascynował mnie rekord w podciąganiu przez 24 godziny, bo nie mieściło mi się w głowie, że można łamać takie granice, więc postanowiłam, że zacznę się przygotowywać do jego pobicia. Wynajęłam trenerów, cały sztab, słowem: sprofesjonalizowałam swoje treningi. I się udało (śmiech).

Jak wygląda takie bicie rekordu?

– Każdy może znaleźć swój sposób. My z trenerem i fizjologiem sportu robiliśmy różne pomiary i wyszło nam, że trzy pierwsze podciągnięcia idą mi zawsze świetnie, natomiast czwarte już ciężej, dlatego zdecydowaliśmy, że będę robiła mniej więcej trzy podciągnięcia na minutę. Wyglądało to więc tak, że przez 24 godziny w każdej minucie robiłam trzy podciągnięcia, co zajmowało mi około 10 sekund, a potem przez 50 sekund odpoczywałam, jadłam lub biegłam do łazienki. Miałam też w ciągu tej doby dwie pięciominutowe przerwy na fizjoterapeutę. Oczywiście nie spałam przez cały ten czas. Rekord, który zaplanowałam pobić, wynosił 3737 powtórzeń, ja podciągnęłam się 4081 razy.

Jakie są Pani kolejne cele sportowe?

– Chcę spróbować pobić wszystkie czasowe rekordy w podciąganiu na drążku, czyli rekord na minutę, na godzinę, na 12 godzin i na koniec jeszcze raz na 24 godziny. Jednak z 24-godzinnego maratonu ciężko jest przejść na minutowy sprint. Aby pobić rekord kobiecy na minutę, muszę mieć 37 podciągnięć, a na razie mam 31, więc trochę to potrwa, pewnie co najmniej pół roku. Przy czym po drodze dostaję różne zaproszenia sportowe, mam jechać m.in. do Włoch, gdzie zaproszono mnie do bicia rekordu ustalonego przez ekipę programu telewizyjnego. A że treningi wyglądają inaczej dla każdego wyzwania, bicie rekordu minutowego trochę się przesuwa w czasie.

Czy podciąganie dalej sprawia Pani przyjemność czy to już tylko zwykła codzienność?

– Dalej to jest pasja, bo idę na trening z dużą radością. Większość ludzi narzeka w poniedziałki, że weekend się skończył i trzeba iść do pracy, a ja się cieszę, bo w poniedziałek mam zawsze trening i mnie to pozytywnie motywuje. Ciągle jeszcze chcę to robić.

Chce też Pani teraz zarażać swoją pasją dzieci. Skąd taki pomysł?

– To zawsze miłe uczucie, kiedy wiesz, że ktoś bierze z ciebie przykład. Odkąd pobiłam rekord, dostaję dużo informacji, ludzie piszą do mnie, że zaczęli się podciągać albo zaczęli dietę – to bardzo miłe komunikaty. W obecnych czasach mnóstwo dzieciaków spędza większość czasu przed komputerem, dlatego chciałabym pomóc im znaleźć satysfakcję z ruchu, ze sportu, ze zdrowego odżywiania. Mam w planach projekt społeczno-sportowy dla dzieci z Choroszczy. Zawodowo pracuję jako stomatolog, więc w projekcie chciałabym połączyć moje umiejętności: otoczyć uczestników opieką zdrowotną jako dentysta, jednocześnie będąc ich trenerem, prowadzącym treningi oparte na kalistenice, czyli ćwiczeniach z masą własnego ciała. W tej chwili trwają rozmowy z ewentualnymi sponsorami.

A my życzymy, żeby znalazł się też sponsor, który pomógłby Pani w realizacji Pani celów sportowych. Wszystkiego dobrego!

– Dziękuję, nie zaprzeczam, że by się przydał (śmiech).

Panią Paulę Gorlo można było spotkać osobiście podczas festynu Pożegnanie Wakacji, który odbył się w sobotę, 3 września, na Kominowym Bajorze w Choroszczy. Spotkanie z rekordzistką Guinnessa spotkało się z dużym zainteresowaniem. Każdy obecny tego dnia na Festynie mógł spróbować swoich sił na drążku, a co ważne – pod okiem  profesjonalistki.