Historia

Żołnierskie Wspomnienia

Patrzę na wojskową kartę pocztową. Myśli moje biegną wstecz. – bo „wczoraj to jest dziś, tylko trochę dalej…”.

Na kalendarzu był rok 1919, gdy podch. J. Pomazański z 9 kompanii 35 pułku piechoty w składzie 2 Armii gen. Śmigłego-Rydza, maszerował przez Ukrainę, aby 7 maja wkroczyć do Kijowa. Z trasy marszu wysłał do W-wy kartę pocztową w dniu 18 marca 1919 roku.

Odpowiedzią na polską „wyprawę kijowską” (maj 1920 r.) w wojnie z bolszewikami było uderzenie Armii Konnej Budionnego w rejonie Kijowa i zmuszenie Polaków do szybkiego odwrotu. Tak też się stało. Sotnie kozackie przełamały bowiem polski front nad Dnieprem, wychodząc na jego tyły, dezorganizując zaplecze, przerywając łączność, wycinając w pień polskie oddziały będące w odwrocie.

Bolszewicy zaskoczyli Polaków nową taktyką walki, wprowadzając na ukraiński front tzw. taczanki – bryczki o konnym zaprzęgu, wyposażone w ciężkie karabiny maszynowe typu MAXIM. Były one zdolne strzelać w biegu i swym ogniem wspomagać kozackie szarże.

Ten rodzaj broni znany był mi dobrze w latach służby wojskowej. Broń ta była groźna, skuteczna w obronie i ataku. Szybkostrzelność MAXIMA ogniem ciągłym (strzelał również ogniem przerywanym) wynosiła 250 wystrzałów na minutę. Z uwagi na dużą i skuteczną siłę ognia, żołnierze nazywali go „różańcem śmierci”. Wielokrotnie z niego strzelałem. Zdjęty ze stanów garnizonów, dziś znajduje się w muzeach wojskowych.

Czy podch. J. Pomazański w odwrocie pod Kijowa nie został rozniesiony na szablach Czerwonej Konnicy i szczęśliwie powrócił do swojej dziewczyny w Warszawie, dziś tego nie wiemy. Tę ponurą prawdę o losach nie tylko żołnierzy 35 pp z wyprawy kijowskiej, można znaleźć w wojskowych archiwach.

Jerzy Kudelski