Wydarzenia

W międzywojniu powstawały rowery niemal perfekcyjne

Z Łukaszem Wykrotą z Radomskiego Towarzystwa Retrocyklistów „Sprężyści”, właścicielem Mobilnego Muzeum Rowerów i gościem 41. Dni Choroszczy, rozmawiamy o początkach jego pasji i o historii rowerów w Polsce.

Jak się zaczęła Pańska historia ze starymi rowerami?

Z moją żoną Katarzyną, z którą prowadzę Mobilne Muzeum Rowerów, poznaliśmy się dzięki zabytkowym samochodom – organizowaliśmy w naszym mieście Radomiu rajdy dla tego typu aut. Na którymś z nich pojawił się człowiek z starym rowerem Łucznika. Powiedział nam, że w radomskiej Fabryce Broni „Łucznik” produkowano nie tylko rowery wojskowe – o czym wiedzieliśmy – ale też cywilne! Jeszcze tego samego dnia na Allegro kupiliśmy z Kasią pierwszą damkę i od tego się zaczęło. Samochody poszły  odstawkę (śmiech).

Kiedy to było?

Ponad 10 lat temu. Założyliśmy Radomskie Stowarzyszenie Retrocyklistów „Sprężyści”, zaczęliśmy kolekcjonować najstarsze Łuczniki, zajęliśmy się też odkrywaniem rowerowej historii naszego miasta, dowiadując się na przykład, że w Radomiu były tory kolarskie. Bardzo szeroko potraktowaliśmy więc temat zabytkowego roweru, doprowadzając do tego, że w 2018 roku z naszej inicjatywy powstało w Radomiu stacjonarne muzeum polskich rowerów. Niestety, istniało w takiej formie tylko przez dwa lata, dłużej nie udało się go utrzymać. Przeszliśmy więc do formy muzeum mobilnego, z którym od tego czasu jeździmy po całej Polsce.

Skąd bierzecie eksponaty?

Z przeróżnych źródeł. To wynik naszych poszukiwań, wymian z kolekcjonerami, naszych zakupów, ale też dużej pracy włożonej w odbudowę, bo większość najstarszych rowerów znajdowaliśmy w częściach i musieliśmy je składać.

A kiedy radomski Łucznik zaczął produkować rowery?

Choć w naszym kraju boom na produkcję rowerów to zdecydowanie lata 30. XX wieku i zachodnia Polska, to radomska Fabryka Broni rozpoczęła największą w Polce masową produkcję rowerów już w 1929 roku.

Mogłoby się zdawać, że w międzywojniu produkowano dwa, może trzy typy rowerów, ale oglądając Waszą wystawę, widz od razu weryfikuje swoje przekonanie.

W samym radomskim Łuczniku produkowano ich aż 20! Były modele turystyczne, dziecięce, sportowe, półsportowe, wojskowe, modele z szerokimi, tak zwanymi balonowymi oponami do jazdy po trudniejszych, na przykład leśnych trasach albo rowery z wąskimi oponami – wprawdzie wtedy asfaltu jeszcze nie było, ale do jeżdżenia szybszego, po trasach bardziej ubitych. Na przykład Łucznik typ 2 męski turystyczny miał 28-calowe koła i dużą ramę. Ja tym rowerem podróżuję dziś po Polsce i wiem, jak niesamowicie jest wygodny! Kolejny rower: typ 3 cyklo górski jako jedyny model produkowany w Radomiu miał przerzutkę. Jak pisano w katalogu fabrycznym, model ten „pozwala na jazdę pod górę bez specjalnego wysiłku, przy normalnym natężeniu mięśni”.

Można powiedzieć, że wszystko już wtedy było, i to bardzo przemyślane przez konstruktorów.  Moim zdaniem w międzywojniu powstały już rowery niemal perfekcyjne.

Muszę zapytać o dwa eksponaty z Waszej kolekcji, które wzbudzają największe zainteresowanie. Pierwszy to rower z karabinem…

To Łucznik typ XX – rower wojskowy z mauserem. Jest bardzo poszukiwanym modelem, zwłaszcza przez rekonstruktorów, można spokojnie powiedzieć, że to perełka w naszej kolekcji.

Drugi to bicykl. Byłam niesamowicie zaskoczona jego wymiarami: mam 165 centymetrów wzrostu, a jego kierownica sięgała mi nad głowę!

Bicykle to bardzo specyficzne pojazdy – żeby na nie wsiąść i jechać, trzeba się naprawdę odważyć, mieć zacięcie. To nie tak, jak z normalnym rowerem: też trzeba nauczyć się łapać równowagę, ale w zdecydowanie większym stopniu, plus technika jazdy jest zupełnie inna. Ale kiedyś był niezwykle popularny, choć w Polsce mniej. Został wymyślony w Anglii i tam powstawały jego najprzeróżniejsze odmiany. To było coś na kształt dość prestiżowego hobby dla bogatych i wysportowanych ludzi. Na bicyklu można było rozwinąć duże prędkości [za rekord uznaje się wynik Amerykanina  Williama A. Rowe, który w 1886 r. uzyskał 35,55 km – przyp. red.], zdarzały się przypadki, kiedy ludzie zabijali się na bicyklowych wyścigach.

Na koniec zapytam, czy jeśli ktoś z naszych czytelników ma jakiś stary rower, na przykład po dziadkach czy pradziadkach, to może się z Państwem skontaktować?

Tak, oczywiście. Doradzimy, co i jak, spróbujemy ustalić, jaka to marka. Zawsze staramy się też nakłaniać ludzi, żeby zajmowali się takimi starymi rowerami w odpowiedni sposób. Wiele osób na przykład chce je przemalować, ale moim zdaniem pozostawienie oryginalnego wyglądu starych rowerów – oczywiście po odpowiedniej konserwacji – nadaje im prawdziwego, pięknego charakteru. One są wtedy o wiele bardziej wartościowe! Jak mówiłem wcześniej, ja do dziś przemieszczam się jednym z takich rowerów po Polsce, starając się udowadniać, że nie potrzeba wiele pieniędzy, żeby mieć uniwersalny pojazd. Zwłaszcza, że klimaty retro i second handów są teraz w modzie! (śmiech)

Bardzo dziękuję za rozmowę!