Wydarzenia

Trzeba uważać na to, co się mówi i gdzie

Rozmowa z Andrzejem Pawlakiem, współprezesem stowarzyszenia Łączność Kryzysowa Podlasie (obok Waldemara Gintowta oraz Tomasza Szczęcha).

W jakim celu powstało Wasze stowarzyszenie?

Celem jest wsparcie łączności profesjonalnej – czyli policyjnej, pogotowia ratunkowego, straży pożarnej i innych organizacji czy urzędów – w  sytuacjach zagrożenia kryzysowego, takich jak powódź, wichura, pożar czy inny duży kataklizm. Nasze stowarzyszenie jest w stanie bardzo szybko się zorganizować i na swoich częstotliwościach – których mamy do wyboru bardzo dużo – nie używając częstotliwości profesjonalnych służb, zapewnić łączność do chwili, kiedy ta profesjonalna zostanie przywrócona.

Jak to wygląda?

Bierzemy swoje urządzenia, które są zasilane akumulatorami lub agregatami o dobrej wydajności i mają niewielkie rozmiary, żeby można było je przenieść. Zapewniają one łączność przez bardzo długi czas: możemy z nich korzystać nawet około doby bez ładowania –tak długo powinny umożliwiać łączność od stacji znajdującej się w miejscu zagrożonym do stacji, która będzie odbierała sygnał.

Od kiedy działacie jako stowarzyszenie?

Stowarzyszenie zostało zarejestrowane we wrześniu 2016 roku i w tej chwili liczy już około 50 osób. To głównie studenci, emeryci, osoby pracujące, zdarzają się też całe rodziny! Większość z nas zaczynała od CB radia, potem było przedszkole krótkofalarskie i egzaminy państwowe, bowiem wszyscy krótkofalowcy są „weryfikowani” poprzez zdanie egzaminu państwowego – to daje nam uprawnienia do pracy, potwierdza, że się znamy.

Jesteśmy organizacją non profit. Ten budynek (po szkole we wsi Izbiszcze – przyp. red.) dostaliśmy dzięki gościnności gminy Choroszcz. Nasza siedziba w Białymstoku jest w piwnicy i kiedy przychodziło więcej osób, to się wszyscy nie mieściliśmy. Kolega dał nam znać, że  w Izbiszczach stoi pusta szkoła, więc pojechaliśmy do urzędu w Choroszczy i dzięki przychylności pana burmistrza i radnych gminy dostaliśmy te pomieszczenia na wynajem.

Jakie akcje macie do tej pory na koncie?

Ostatnio pomogliśmy na przykład ustalić dane osób, które dokonały zatrzymania pociągów, używając sygnału radio-stop, zostały one aresztowane. Amatorskie radia krótkofalarskie tym się różnią od innych, że można słuchać bardzo szeroko – od pasma lotniczego po pasmo telefonii komórkowej (ale rozmawiać możemy tylko tam, gdzie mamy uprawnienia). Część firm zabezpiecza się, szyfrując rozmowy, ale część – jak na przykład PKP – tego nie robi i można ich słuchać. Udało nam się namierzyć te osoby właściwie przez przypadek – rozpoznaliśmy ich głosy. Trzeba uważać na to, co się mówi i gdzie (śmiech).

Jeśli zaś chodzi o sytuacje kryzysowe: powodzie czy tornada na razie na szczęście mijają nasz rejon, ale nasze stowarzyszenie jest gotowe. Mamy dwie grupy szybkiej reakcji, które przechodzą sukcesywnie ćwiczenia: wyjeżdżają poza miasto i w celu treningu dokonują  łączności.

Jak się zaczęła Pana pasja?

Zaczęło się od wypadku w latach 90. Jechałem do pracy, wjechał we mnie kierowca fiata 125. Obie nogi miałem połamane i przez rok nie chodziłem, więc potrzebowałem jakiegoś zajęcia. Początkowo było to gotowanie, ale potem kupiłem sobie CB radio, które akurat wtedy zaczynało być w Polsce popularne. Kiedy się wyleczyłem, pasja nie minęła i skończyło się tak, że zajmuje się tym już od 30 lat (śmiech).

Czyli o łączności wie już Pan wszystko?

Skąd! Cały czas pojawia się coś nowego. Na początku była to łączność analogowa, ale technologia tak posunęła się naprzód, ze teraz mamy łączność cyfrową, która ma o wiele więcej możliwości, co z kolei sprawia, ze trzeba cały czas się douczać, doczytywać, poznawać, żeby rozumieć, jak to działa. Kiedyś to było proste: mieliśmy jedno radio, drugie radio i one się miedzy sobą komunikowały. W tej chwili doszły urządzenia  pośredniczące, tak zwane przemienniki amatorskie, które mają możliwość odbierania sygnałów z całej Polski.

Czego Wam życzyć na kolejne miesiące?

W tym roku chciałbym, żebyśmy wykończyli te pomieszczenia i mogli być użyteczni dla miejscowości Izbiszcze, bo już mamy sygnały, ze mieszkańcy bardzo chętnie wyslaliby do nas na jakieś zajęcia swoje dzieci, żeby choć trochę oderwać je od ekranów  smartfonów czy laptopów.

Dziękujemy za rozmowę.