EdukacjaHistoriaWydarzenia

Sto lat kobiet w Policji – jubileusz z refleksją i dumą

Wydaje mi się, że w życiu codziennym muszę pokonywać więcej trudności, niż w momentach, kiedy mam ten mundur na sobie. Moje poprzedniczki, te kobiety sprzed 100 lat, miały dużo, dużo trudniej niż ja, aczkolwiek towarzyszyły im te same uczucia. Po tych 100 latach mamy więcej udogodnień, nasze życie płynie inaczej, ale uczucia mamy te same: złość, miłość, narodziny, śmierć, wesele. Towarzyszą nam te same emocje, tylko zmieniły się warunki – podkreśla pani Anna Wonsewicz z Grupy Rekonstrukcji Historycznej Policja Państwowa ‘39, z którą rozmawiamy przy okazji 100-lecia Policji Kobiecej.

Ten wyjątkowy jubileusz to m.in. chwila historycznej zadumy nad odważnymi pionierkami, które w trudnych realiach II Rzeczypospolitej torowały drogę przyszłym pokoleniom funkcjonariuszek.

Obecność kobiet w formacji stała się trwałym i nieodzownym elementem systemu bezpieczeństwa publicznego w Polsce. Wnoszą one nie tylko kompetencje i doświadczenie, ale także empatię, odporność psychiczną i umiejętność działania w najtrudniejszych sytuacjach.

Setna rocznica obecności kobiet w Policji to czas podziękowań i uznania – zarówno dla tych, które jako pierwsze przełamywały stereotypy, jak i dla tysięcy współczesnych funkcjonariuszek, które każdego dnia dbają o porządek i bezpieczeństwo obywateli.

Pani Aniu, na początek jedno z podstawowych pytań, które zapewne bardzo często pani słyszy, czyli skąd u kobiety zamiłowanie do munduru?

To było około roku 2000, kiedy o rekonstrukcjach wiedziano jeszcze niewiele. W Białymstoku takie grupy tworzyli ułani. Mój mąż zainteresował się tym, a ja razem z nim. Z czasem zafascynowała go policja przedwojenna. Największy problem był z umundurowaniem. Okazało się, że jest to bardzo kosztowne hobby, a w dodatku, w tamtym momencie, tego po prostu nie było. Trzeba było zdobywać, próbować coś przerabiać. Umundurowałam się razem z mężem i wtedy już jeździliśmy we dwoje. Żeby jednak nie być tylko dodatkiem do munduru, zaczęłam ten świat zgłębiać. Okazało się, że im więcej człowiek się dowiaduje, tym staje się to ciekawsze. Zauważyłam, że mężczyźni są zafascynowani policją, ale raczej tą wojskowością, taką techniczną stroną – broń, samochody, wartość bojowa jednostek. Dla mnie to czarna magia. Natomiast cały czas ciekawiła mnie ta druga strona – życie codzienne funkcjonariuszy, a tym samym funkcjonariuszek.

Posiada Pani niemałą wiedzę na ten temat. Jaka była więc dawniej rola i pozycja kobiet w Policji?

Teraz pewne rzeczy są oczywiste, natomiast ja opowiadam, jak to się tworzyło, ile te kobiety musiały włożyć wysiłku, determinacji i ile musiały mieć wytrwałości. W 1918 roku, w zalążku tej naszej państwowości, Józef Piłsudski podpisuje dekret dający prawa wyborcze kobietom. W lipcu 1919 roku z kolei została podpisana Ustawa o Policji Państwowej. Nie ma w tej ustawie wyszczególnienia, czy to mają być kobiety, czy mężczyźni, aczkolwiek całe dziedzictwo społeczne wkłada kobietę w pewne ramy. I tam, gdzie były mundurowe formacje, nie wyobrażano sobie, żeby była w nich kobieta. Owszem, mogła ona w czasie walki pełnić jakąś rolę – korespondenta, szpiega, kogoś, kto wspomagał, ale samym żołnierzem raczej nie. Przy okazji jakichś tam powstań zdarzały się pojedyncze Joanny d’Arc, ale nie było to powszechne. To był czas, kiedy kobiety dopiero próbowały być samodzielne, próbowały zarabiać na własne utrzymanie. W zasadzie kobieta była przypisana do mężczyzny i jej wartość stanowiło bycie czyjąś żoną, matką. Musiały sobie wywalczyć ten samodzielny byt.

Jak Pani, drobna i filigranowa kobieta, odnajduje się w świecie rekonstruktorów, mundurów?

Trzeba zaznaczyć, że nigdy nie pracowałam w Policji. Jestem osobą całkowicie cywilną. Lubię to. To takie fajne, że mogę opowiadać ludziom o czymś, o czym do tej pory nie wiedzieli. Ponadto udowadniam, że historia jest ciekawa. Mówię, że to jest tak obszerna dziedzina, że każdy może znaleźć coś dla siebie. Nie mam serca ani do broni, ani do samochodów, czy innych elementów umundurowania. Bardzo lubię z kolei tę stronę cywilną, ludzką. Tak, jak mąż opowiada o tych technicznych rzeczach, ja opowiadam o stronie społecznej.  

Skąd wzięliście stroje, które nosili funkcjonariusze 100 lat temu?

Stroje były określone ustawą, ale trzeba było przekopać się przez wiele informacji. Musieliśmy też znaleźć krawcową, która zechce podjąć się tego zadania. Proces szycia trwał długo, były ciągłe konsultacje. Po części dzięki nam wzory mundurów pojawiły się w kraju. Innym było już nieco łatwej. Jest kilka grup rekonstrukcyjnych w Polsce, aczkolwiek na ścianie północno-wschodniej jesteśmy jedyni.

Co daje Pani bycie członkinią Grupy Rekonstrukcyjnej?

Rekonstrukcja pozwala mi się oderwać od codzienności. To jest tak, jak z Alicją w Krainie Czarów. Przechodzę na drugą stronę lustra i jestem w innym świecie. Bez komputerów, bez tej całej techniki. Jestem zauroczona tamtym okresem. Teraz jesteśmy otoczeni mnóstwem gadżetów. Każdy przedmiot służy jednej czynności. Natomiast wtedy społeczeństwo było bardzo praktyczne. Jedna rzecz spełniała kilka funkcji. Nie było tylu ułatwień, a mimo to ludzie sobie radzili. I właśnie to jest takie inne, relaksujące, trochę uwalniające od tych stresów, które nam przynosi współczesny świat. Czas płynie wolniej.

Pasja, zamiłowanie – to jedno. Ale działania członków Grup Rekonstrukcyjnych to również m.in. edukacja. Co chciałaby Pani przekazać odbiorcom?

Mój główny przekaz jest taki, żeby doceniać to, co się ma, bo nie wszyscy mieli aż tyle. Chciałabym też wzbudzić u innych zainteresowanie własnym krajem, żeby nie zatracali się w uwielbieniu dla tego całego rozwoju, oczywiście przy całym szacunku dla globalizacji, która też jest fajna, bo poszerza nam horyzonty. Chciałabym, żeby ludzie poczuli mądry patriotyzm – żeby pamiętali, skąd są i dlaczego to wszystko.

A jeżeli chodzi o tę stronę kobiecą, czy kiedy ubiera Pani mundur policjantki sprzed stu lat, czuje się pani silniejsza, pewniejsza siebie? Jakie wartości niesie ten mundur dla Pani osobiście?

W mundurze jestem traktowana inaczej. Jestem niska, więc wśród mężczyzn ginę, chociaż z drugiej strony w mundurze jestem bardziej rozpoznawalna. Natomiast kiedy zdejmuję mundur, staję się zupełnie inną osobą jestem. Muszę zwracać uwagę na to, jak się zachowuję, bo to będzie bardziej zapamiętane, niż gdybym była bez munduru. Czuję się odpowiedzialna za swoje słowa. Nie mogę opowiadać ludziom nieprawdziwych historii. Nasze mundury są odtwarzane z ogromną pieczołowitością. Czy są one wygodne, czy niewygodne, to jest kwestia drugorzędna. Tak dawniej wyglądały, i tak staraliśmy się je odtworzyć – właśnie z szacunku dla tych dzisiejszych odbiorców. Ostatnio byłam na Kongresie Kobiet w Operze, właśnie w tym mundurze, „na służbowo”. Panie były ubrane różnie – w kwiaty, w paski, bardziej lub mniej różowo. Pomyślałam sobie, że dobrze, że jestem w tym swoim stroju, bo w nim się mniej stresuję. W innym pewnie cały czas zastanawiałabym się, czy dobrze wyglądam. W takich momentach jestem poza wszelką modą. Wytwarza się też pewna łatwość w nawiązywaniu kontaktów, ponieważ ludzie pytają, jak się chodzi w takich sznurowanych butach, z jakiego materiału jest uszyty mundur.

Przez ostatnie stulecie kobiety w Policji wielokrotnie dowodziły, że determinacja, profesjonalizm i oddanie służbie są wartościami uniwersalnymi – niezależnymi od płci. Czego nauczyła się Pani od swoich poprzedniczek? 

Żyły w innych realiach i wchodziły do tej policji też w zupełnie innych okolicznościach, niż teraz. Czy musiały być bardziej zdeterminowane i twardsze niż współczesne kobiety, żeby móc pracować tu, gdzie chciały? Myślę, że tak. Kobiety wstępujące dawniej do policji miały dużo trudniej. Musiały przekonać o swojej wartości mężczyzn. Zresztą, nie tylko mężczyzn, ale też inne kobiety, własne rodziny, a z czasem i własne dzieci. Jestem pełna podziwu dla nich, ponieważ często ryzykowały życiem. To był straszny czas, niewyobrażalny nawet. To jest tak, że wojsko naraża życie w czasie walk i konfliktów zbrojnych. Natomiast policja naraża życie w czasie pokoju – po to, żeby zapewnić ludziom bezpieczeństwo.  

Kończąc, jakie według Pani było to minione stulecie dla kobiet?

Myślę, że to było trudne 100 lat. Musiało to chyba jednak tyle trwać, żebyśmy dziś byli w tym punkcie, w którym jesteśmy. Te 100 lat było przecinane zawirowaniami dziejowymi. Kobieta ciągle musiała się przebijać. Myślę, że gdyby nie te kobiety, nie te policjantki, to ci żołnierze sami za dużo by nie zrobili. To jest taka cicha praca tych pań, cichy upór, cicha walka.