Wydarzenia

Każdy może zostać triathlonistą!

Z Rafałem Piotrowskim, utytułowanym sportowcem z Choroszczy, zdobywcą 8. miejsca w aquabike’u na listopadowych Mistrzostwach Świata w Abu Dhabi, rozmawiamy o tym, jak to się wszystko zaczęło i jak zostaje się człowiekiem z żelaza.

Kocha Pan sport?

Sport to zdrowie i spora część mojego życia. Od dziecka lubiłem się ruszać. W podstawówce i technikum grałem w koszykówkę. Następnie na około dziewięć lat wyjechałem do Anglii i praktycznie nie uprawiałem tam sportu w ogóle. Kiedy wróciłem do Polski, pojechałem z córką do Dąbek. Postanowiłem pobiegać sobie po plaży… Po jednym kilometrze byłem tak zmęczony, że myślałem, że już nie wrócę (śmiech). To był dla mnie sygnał, że muszę zacząć coś ze sobą robić.

Dlaczego akurat triathlon?

Tak się złożyło, że brat mojej koleżanki, z którą po powrocie znad morza zacząłem biegać, był w stowarzyszeniu Nadaktywni Białystok, które zrzesza triathlonistów. Trafiłem tam w 2016 roku. Wcześniej uczęszczałem na treningi do Fundacji Białystok Biega – bieganie szło mi nieźle, ale nie jakoś wybitnie. A kiedy się dowiedziałem, że triathlon to również pływanie i rower, zainteresowałem się tym sportem. Jeździć na rowerze już oczywiście umiałem, ale co do pływania – postanowiłem zacząć od podstaw. Uczyłem się właśnie w Nadaktywnych, których do dziś jestem członkiem. Po raz pierwszy na zawodach triathlonowych wystartowałem rok później, w 2017 w Korycinie.

Już wtedy Pan wiedział, że triathlon to sport dla Pana?

Tak. Muszę przyznać, że wcześniej niewiele słyszałem o tej dyscyplinie, ale kiedy ją dla siebie odkryłem, od razu „kliknęło”.

A kiedy Pan się zorientował, że jest Pan w tym dobry?

Co ciekawe, ja nie mam w sobie nutki rywalizacji, to wszystko, te wyniki, przyszły same, obok. Ja naprawdę startuję dla zdrowia i dla siebie, a po sześciu latach treningów po prostu mam te wyniki. Jeszcze lepsze jest to, że im mniej naciskałem na treningi pod zawody, tym lepiej mi szło (śmiech). Naprawdę w tym roku robiłem, co chciałem: szedłem na rower, popływać czy pobiegać wtedy, kiedy miałem na to ochotę. Im mniejsza presja na wynik, tym mi lepiej idzie na zawodach!

Czyli sukcesy są de facto obok tego, co tak naprawdę jest Pana celem?

Ja po prostu chcę trenować, chcę uprawiać sport, ruszać się. Moim pierwszym celem był Ironman. Chyba każdy początkujący triathlonista marzy o zostaniu „człowiekiem z żelaza”. Polega to na przepłynięciu 3,8 kilometra, przejechaniu rowerem 180 kilometrów, a na końcu trzeba jeszcze przebiec maraton, czyli 42,2 kilometra – to tak zwany pełny dystans w triathlonie. Przerwy między jedną aktywnością a kolejną trwają zwykle od jednej do kilku minut.

Udało się Panu zostać „człowiekiem z żelaza”?

Tak, w 2019 roku, po trzech latach trenowania. Pojechałem do Roth w Bawarii, tam są organizowane jedne z największych zawodów triathlonowych na świecie. Indywidualnie startowało tam wówczas 3400 zawodników z 84 krajów, a na trasie było około 260 tysięcy kibiców! Całość ukończyłem w bodajże 12,5 godziny. To nie jest jakiś szałowy wynik, ale limit wynosił 16 godzin.

Pełny dystans to ogromny wysiłek dla ciała.

Dlatego początkowo chciałem go robić raz do roku, góra dwa. Niestety, w 2020 przyszedł Covid i zawody po kolei były odwoływane. Częściej natomiast startuje się na innych dystansach. Jest ich całkiem sporo. Oprócz Ironmana, czyli pełnego dystansu, robi się jego połowę (1/2 IronMan: 1.9 km pływania, 90 km rowerem, 21.1 km biegu), bardzo popularną ćwiartkę (1/4 IM, odpowiednio: 950 m, 45 km, 10.55 km) oraz jedną ósmą, która jest praktycznie dla wszystkich aktywnych fizycznie (1/8 IM: 475 m, 22.5 km, 5.25 km). Poza tym jest też na przykład sprint (750 m, 20 km, 5 km) czy tak zwana olimpijka, czyli dystans robiony na igrzyskach olimpijskich, przemianowany na nazwę „standard” (1500 m, 40 km, 10 km).

W listopadzie zdobył Pan ósme miejsce na Mistrzostwach Świata Aquabike w Abu Dhabi. To też rodzaj triathlonu?

Nie, to już odrębna dyscyplina. Powoli zyskuje ona popularność na świecie, u nas, w Polsce, jest dopiero od dwóch lat. Polega na połączeniu pływania i roweru z dystansu „standard” (1500 m, 40 km). Biegania jest minimalna ilość: biegnie się z pływania do roweru plus po skończeniu jazdy rowerem dobiega się do mety, co daje łącznie jakieś 600 metrów. Do tego są też na przykład popularne duatlony (bieg, rower, bieg) czy aquatlony (pływanie, bieg).

Dla każdego coś miłego!

Tak, to naprawdę sport dla wszystkich. Dla kobiet, dla mężczyzn, dla młodych i dla starszych. Najstarsi zawodnicy odbierający medale w Abu Dhabi mieli bodajże 75 lat! Są też, rzecz jasna, organizowane paratriathlony, czyli triathlony dla osób z niepełnosprawnościami. Chciałbym również dodać, że na przykład pływanie można uprawiać, nawet jeśli ma się problemy ze stawami czy jakieś bóle. Ten sport angażuje 90 procent mięśni w odciążeniu, czyli mięśnie nie są tam narażone na żadne kontuzje!

No dobrze, to gdyby któryś z naszych czytelników po lekturze tego wywiadu poczuł chęć uprawiana triathlonu, to co by Pan mu powiedział?

I ty możesz zostać Ironmanem! Nigdy nie jest za późno! Ja sam zaczynałem przecież w wieku 35 lat! Zachęcam do kontaktu ze mną czy ze Stowarzyszeniem Nadaktywni (nadaktywni.pl). Zrzesza ono sportowców amatorów, nie tylko triathlonistów, ale też kolarzy, biegaczy czy pływaków – każdy może do nas przystąpić. Stanowimy dla siebie kółko wzajemnej adoracji: wspieramy się nawzajem, dzielimy wiedzą, doświadczeniem, trenujemy razem, przez cały rok umawiamy się na wspólne ustawki rowerowe, pływanie czy bieganie. Serdecznie zapraszam!