Z miłości do kultury
Izabela Dąbrowska, dyrektor Miejsko-Gminnego Centrum Kultury i Sportu w Choroszczy, w pierwszą rocznicę swojego urzędowania mówi o zrealizowanych projektach, potencjale choroszczańskiej społeczności oraz swoich celach i wyzwaniach.
Co na co dzień robi dyrektor ośrodka kultury w małym miasteczku? Pije kawę, przegląda internet i się lansuje?
Myślę, że w wyobrażeniach wielu osób, które z jakichś powodów o taki obraz dyrektora w swoim życiu się otarły, tak to właśnie może wyglądać (śmiech). Ale przyjęcie tak odpowiedzialnego stanowiska z takim wyobrażeniem swojej pracy oznaczałoby, że zwyczajnie do tej roli się nie nadaję lub do niej nie dorosłam. W moim przekonaniu o wartości dyrektora, sensie jego pracy decyduje nie uzyskany dyplom, nie plakietka na drzwiach czy pieczątka z odpowiednim tytułem, tylko ciężka praca z zespołem, w którym potrafi się dostrzec i w końcu odpowiednio wykorzystać jego potencjał. W moim przekonaniu umiejętność współpracy z nim znaczy więcej niż internetowy lans, zasięgi czy sztucznie przytaczane statystyki zrealizowanych imprez. W tym wszystkim ważne staje się połączenie sensowności wizji dyrektora ze zdolnością angażowania ludzi. Dlatego odpowiadając na pytanie: na co dzień staram się angażować. Angażować w odniesieniu do samej siebie, zespołu z którym pracuję, czy społeczności i instytucji, z którymi staram się współpracować. Jeśli jest się zaangażowanym w swoją pracę, to na lansowanie się nie pozostaje zbyt wiele czasu.
Pani jest dyrektorem dopiero od roku. Co Panią zaskoczyło w tej pracy, co było największym wyzwaniem?
Dyrektorem jestem wprawdzie od roku, ale wcześniej przez dziewięć lat zajmowałam stanowisko kierownicze, gdzie dane było mi zarządzać zespołem, w firmie, w której wspólnie realizowaliśmy projekty kulturalne, także o zasięgu międzynarodowym. Choć nie bałam się samej pracy w kulturze czy współpracy z samorządem i burmistrzem, to nie ukrywam, że towarzyszył mi niepokój, czy sprostam wyzwaniom, przed którymi stanęły instytucje kultury w popandemicznej rzeczywistości: odbudowaniu relacji z publicznością, wdrożeniu nowych projektów, odbudowaniu frekwencji. Tak sobie wyobrażałam swoje problemy. Uśmiecham się na myśl o tym, bo szybko okazało się, że nie to było najtrudniejsze… Przyszło mi budować organizację pracy instytucji bez oficjalnie przekazanych dokumentów przez moich poprzedników, walczyć o relacje w zespole, który został negatywnie uprzedzony do mojej osoby, a to wszystko w przestrzeni przepięknego, ale zaniedbanego i rodzącego wiele wyzwań budynku.
Przychodząc na to stanowisko, doskonale znała Pani środowisko Choroszczy, bo od lat tu Pani mieszka i już wcześniej angażowała się Pani w lokalne projekty kulturalne, m.in. ze środowiskiem tutejszych seniorów. Do tego Pani mąż jest choroszczańskim radnym. Wydawałoby się, że to dodatkowe kompetencje, ale okazało się, że nie wszyscy uważali to za atut…
Wydawało mi się, że znam to środowisko. Prawda jest jednak taka, że ja je teraz dopiero poznaję, uczę się go każdego dnia, doświadczam w każdym działaniu, staram się wsłuchać i zrozumieć frustracje i potrzeby, ale też – co najważniejsze – silnie odczuwam jego potencjał. Tak jak odczuwałam potencjał naszych grup senioralnych. Bardzo szanuję osoby, które z pasji, potrzeby serca czy poczucia lokalnego patriotyzmu zupełnie naturalnie i czysto społecznie działają w nim czy tworzą od wielu lat. Jestem dumna, że mamy w Choroszczy tak wielu wspaniałych liderów organizacji pozarządowych, z którymi miałam okazję współpracować. Tak uczciwie i czysto zawodowo, jako animator doceniałam zaangażowanie społeczne swojego męża, okupione często poświęceniem jego czasu i relacji. Jest on dla mnie autorytetem i wsparciem w wielu dziedzinach, w których ja nie mam doświadczenia, ale nie jest jedynym radnym czy osobą publiczną, którą w życiu poznałam i z którą współpracowałam (śmiech). Bardzo przykro było mi czytać czy słuchać, że swoje stanowisko zawdzięczam pozycji mojego męża. Łatwo jest rzucić takie nieprawdziwe, raniące słowa, zwłaszcza jeśli chce się zasiać niepokój w społeczności, oczerniając kogoś tylko po to, by w kiepsko zawoalowany sposób ukryć swoje prawdziwe intencje. Ale bardzo staram się nie brać do serca takich pogardliwych zarzutów, bo mam nadzieję, że człowiek zawsze obroni się swoją uczciwą pracą i wartościowymi relacjami, które tworzy w swoim życiu.
Rok temu wypowiadała się Pani w wywiadzie, wyznaczając główne cele, jakie chce Pani zrealizować jako dyrektor M-GCKiS. Co z tego udało się zrealizować, a co jeszcze przed Wami?
W tamtej wypowiedzi chciałam dać wyraz swojej wizji pracy nie jako dyrektora, ale przede wszystkim animatora, który jest ciekawy potencjału społeczności, z którą może współpracować, z której może czerpać inspiracje. Myślę, że w tym roku udało mi się otworzyć zarówno swój zespół, jak i samo miejsce na ludzi, pokazać, w jaki sposób ze społecznością można współpracować, włączać ją w działania we wzajemnym szacunku i pasji. Nie zrezygnowaliśmy, ale staraliśmy się utrzymać i udoskonalić dotychczasowe wydarzenia wiodące organizowane przez Centrum, opierać je właśnie na tej współpracy. Wiele mamy jeszcze do zrobienia w zakresie wprowadzenia warsztatowych form pracy dostosowanych do potrzeb i zainteresowań mieszkańców, ze znalezieniem ciekawych ofert instruktorskich, ale stale będziemy próbować sprostać oczekiwaniom. Edukacja kulturalna jest bardzo ważna, dlatego zacieśniamy współpracę ze szkołami i przedszkolami. Realizując wystawy, myślimy zawsze jednocześnie o zajęciach edukacyjnych i warsztatach, które mogą im towarzyszyć. Zapraszamy do nas grupy zorganizowane, także te ze szczególnymi potrzebami, dzięki temu nasza przestrzeń stale tętni życiem. Zaproponowaliśmy warsztaty teatralne, twórcze zajęcia plastyczne dla dorosłych, a w naszej bibliotece z powodzeniem zawiązała się i stale pracuje redakcja dziecięca. Podejmowanie współpracy z innymi instytucjami kultury, oświaty oraz organizacjami pozarządowymi w województwie podlaskim zaprocentowało ciekawymi projektami, takimi jak teatralne PIKtoGRAmy realizowane z Podlaskim Instytutem Kultury czy „Narew – rzeka ukrytych miejsc” z Narwiańskim Parkiem Narodowym. Przeprowadzone warsztaty i spotkania sieciujące, a właściwie ich efekty, mobilizują nas do dalszych wspólnych inicjatyw. Wśród seniorów wspaniale sprawdziło się spotkanie „Odkryć Potencjał”. Współpracujemy z instruktorami i artystami z galerii Arsenał w Białymstoku, bo dzięki nim właśnie udało się nam stworzyć i wydawać w Choroszczy „Gazetę Dzieci”. Wiele można wymienić i wiele o tym opowiadać. Z każdym nowym projektem, z każdą rozmową z odbiorcą naszej oferty kulturalnej, także tym krytycznym, rodzi się mobilizacja do szukania rozwiązań usprawniających naszą pracę. Zdaję sobie sprawę, że wiele jeszcze mamy do zrobienia w zakresie rozwoju amatorskiego ruchu artystycznego, turystyki czy ochrony dziedzictwa historycznego w naszej gminie. Ale nie wszystko naraz, bo praca w kulturze to nie projekt, tylko proces, który wymaga czasu.
Po co w ogóle gminom kultura?
To przede wszystkim szansa na poznanie talentów i potencjału społeczności, to dopuszczenie do głosu drzemiącej w niej wrażliwości, która stanowi też o naszej tożsamości. To obszar, który wydawać by się mogło, że jest zawsze gdzieś na marginesie naszego codziennego życia, a wcale marginalny nie jest. Myślę, że potrzebujemy kultury, by zwyczajnie uczyć się ogłady, uważności i refleksji na otaczający nas świat i ludzi, a w czasie, kiedy przygniatają nas otaczające problemy i troski, zyskać odrobinę wytchnienia i radości czy zwyczajnie realizować marzenia.
A czy po 12 miesiącach widzi Pani w gminie Choroszcz nowe potrzeby czy nowe kierunki, o których wcześniej Pani nie myślała?
Chyba i jedno, i drugie. Potrzeby są i będą cały czas, będą się zmieniać, tak jak stale zmienia się społeczeństwo, a to będzie wyznaczało nasze nowe kierunki działań. Przez wiele lat nauczyłam się, że tu, w kulturze, nie ma stałości, za to jest cały czas dynamika i nowe wyzwania, stale trzeba szukać w sobie i na zewnątrz inspiracji, bazując przy tym na walorach twórczych miejsca i ludzi. Niesamowicie ważna jest też komunikacja rozpatrywana na wielu poziomach, by dostrzegać te nowe potrzeby i odważnie dążyć do wyznaczania nowego kierunku. To tak od strony refleksji. A od strony praktyki – nie da się wdrożyć nawet najlepszych systemów, usprawnić pracy instytucji bez odpowiedniego zaplecza technicznego, infrastruktury, która w naszym przypadku wymaga gruntownych inwestycji, tak, byśmy mogli sprostać na przykład potrzebom dostępności dla naszych mieszkańców.
Jakie jest Pani największe marzenie związane z Centrum?
Myślę, że częściowo się ono spełnia… i być może rozczaruję niektórych, ale chyba nigdy nie będę go wizualizować z pięknym eventem, ale z rozwojem mojego zespołu. Chciałabym kiedyś móc spojrzeć na to miejsce z poczuciem satysfakcji i dumy, że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, i wykorzystałam wszystkie dane mi talenty, by uczynić to miejsce pełnym twórczej energii, pasji, otwartym na społeczność. I życzę sobie sama, by w tej drodze, mimo przeciwności, nigdy nie zatracić miłości do kultury.